Prawdziwe historieŻycie

Kryształowe dzieci

Statystyki są tak straszne, że przerażają. A każda liczba, to człowiek. Coraz młodszy. Kiedyś był to problem głównie dorosłych ludzi, heroiniarze na dworcach, klatkach schodowych. Strzykawki, HIV, przepełnione Monary. Dziś średnia wieku uzależnionego to często poniżej piętnastego roku życia.

W poradni dla uzależnionych spotykam ludzi, którzy swoją „przygodę” z narkotykami zaczynali bardzo wcześnie. – Miałam 12 lat jak zaczęłam pić. Rok później pojawił się kryształ (metamfetamina w slangu narkotykowym kryształ, piko), to pochodna amfetaminy o bardzo silnym działaniu pobudzającym. Jednocześnie jest to jeden z najbardziej toksycznych i wyniszczających organizm narkotyków- przyp.autora) Dziś mam 18 lat, nie skończyłam szkoły, ciężko mi sklecić jedno zdanie. Mam zaburzenia pamięci, całe płaty przeszłości wycięte z głowy. Nie mogę się na niczym skupić, bo myślę tylko o tym, skąd wziąć pieniądze na kolejną dawkę. Czy zdarzało mi się puszczać za dragi? Często. Bo kiedy w to wpadniesz, w ten ciąg, kiedy to przejmie kontrolę nad tobą, jesteś w stanie zrobić wszystko żeby tylko się naćpać. Naćpać i nic nie czuć.

Terapeuta z pobliskiego ośrodka leczenia uzależnień mówi wprost. – Doczekaliśmy chorych czasów. Mamy tu całe rodziny. Ćpają rodzice, potem ich dorastające dzieci. Matki, które biorą razem ze swoimi córkami. Wiem, że to ciężkie do uwierzenia ale tak to wygląda. Często słyszę od najmłodszych pacjentów, że pierwsze dragi dostały lub ukradły swoim rodzicom. Jeden z dorosłych pacjentów mi kiedyś powiedział – Pan nie ma pojęcia jak to jest, jak to wygląda. Sam dałem synowi pierwszego blanta, bo i tak będzie palił . I tak w końcu na to trafi. Takie czasy. A tu przynajmniej wiem z jakiego to źródła, że to żaden dopalacz.

– Niech sobie pani wyobrazi- mówi terapeuta z wieloletnim stażem- jeśli taki młody kilkunastoletni organizm, taki dopiero rozwijający się mózg, dostaje zamiast wiedzy i uczuć – kryształ, alkohol, marihuanę – to jakie on ma szansę się ukształtować? Karmiony od dwunastego czy trzynastego roku życia używkami?
Ale mamy tu dziewczynę, która mimo tego co przeszła, daje nadzieję. Bo jeśli ktoś tego błędnego koła nie zatrzyma, oni się wszyscy zaćpają.

Historia Ady.

Siedzimy na przeciwko siebie. Przyglądam się jej przez moment, wiem, że jest pełnoletnia choć trudno mi w to uwierzyć. Wygląda jak dziewczynka. Szczupła, ma dłonie pianistki, lekko drżą, pewnie się denerwuje. Ja zresztą też. Niezwykle piękne choć raczej smutne oczy.
– Powiem pani prawdę, choć u ćpuna brzmi to jak żart. Bo my kłamiemy zawodowo. Najczęściej żeby się usprawiedliwić. Albo winnych poszukać. Ja kończę ośrodek. Dwa lata jestem czysta. Psychicznie też. Choć z matką już zawsze będzie mi brakowało rozmowy. Powiesiła się. Ja ją znalazłam. W piwnicy wisiała. Często tam ostatnio chodziła. Waliła sama ze sobą. Nie, nie dlatego że jej żal było towaru. Waliła bo to ją tak końcowo upośledziło, że nie umiała już nawiązać nawet zwykłej konwersji. Wolała być sama ze swoimi coraz bardziej poronionymi myślami. Nie, nie płakałam. Dlaczego? Bo byłam tak naćpana, że gówno mnie to obchodziło. Ona wisiała, ja stałam i paliłam papierosa. Nie wiem ile to trwało.
Bo to zamraża uczucia. Wciągasz kreskę i jesteś zimna jak lód. Opuszczają cię wszystkie demony.
I nawet się nie obejrzysz, jak te same demony zjedzą cię żywcem. I zaprowadzą pod belkę z liną.

Dzieciństwo? Nie najgorsze, bo głównie u dziadków. A tam był i jest do dziś azyl. Oni nie pytają, starają się zrozumieć i wesprzeć. Jestem ich ukochaną wnuczką ale ona moja matka, ich córką. Dziś po latach już wiem co ją tak naprawdę do tego pchnęło, choć tragedii po drodze miała nie mało. Śmierć mojego ojca ją złamała. Niby się po tym poskładała ale już chyba nigdy do końca. To się chyba nawet nie da, tracisz najbliższą duszę, te jedyną. Potem się okazało, że to było głębiej. Że w dalekiej przeszłości. Że jeszcze jak była dzieckiem. Później zrozumiałam, dlaczego tak często powtarzała, że jesteśmy ofiarami traum po naszych rodzicach. Że dźwiganie krzyża, z pokolenia na pokolenie ma głębszy wymiar. Bo kiedyś nie było depresji, schizofrenii, ADHD, to że czasem ojciec z córką brat z siostrą to norma. Ta cicha o której lepiej nie mówić. Pozwalać jej w sobie gnić i niszczyć. Całe połacie życia.

Późno mimo wszystko zaczęła. W mojej ocenie. Dbała o mnie. Niczego mi nie brakowało, zwłaszcza miłości. Nawet po śmierci taty, też nie. To się jakoś cztery lata później wydarzyło. Miała problemy w poprzedniej pracy. Trafiła chwilowo do innej. Ta „chwila” kosztowała ją życie. Trafiła do zupełnie innego świata, pracowała głównie w nocy. Najpierw się wspomagała – tak sobie tłumaczyłam, jak tylko ktoś jej to podsunął, że bez tego nikt tu nie pracuje, że to normalne. A potem nawet nie wiedziała kiedy, nie mogła bez tego żyć. Zaczęły się problemy, może nie pusto ale raczej oszczędnie w lodówce. Obiady od święta. Telefony od właściciela wynajmowanego mieszkania, spirala problemów. Długi i to jej zaparcie. Zawsze w końcu jej się udawało, zawsze coś wymyśliła, wytrzasnąła kasę z podziemia. I zawsze się w końcu nagradzała. Myślała, że nie widzę, bo wciągała poza domem albo po cichu w łazience. A ja patrzyłam jak znika i nic nie umiałam zrobić.
Pewnie dlatego, że sama miałam dość, że sama byłam tak bardzo pogubiona, że sama byłam już po kilku kreskach. Bo tak bardzo chciałam zrozumieć, co w tym jest, że jest ważniejsze od życia.
Od wszystkiego w około.
I do dziś nie umiem tego wytłumaczyć.
Bo wszystko czego doświadczyłam podczas okresu w którym byłam w totalnym ciągu, ciągle czymś porobiona. Albo mefą, albo zielskiem czy alko. Albo wszystkim naraz. Wolałabym o tym zapomnieć. Nigdy więcej tego nie przeżyć. Bo najlepszy horror o opętaniu przy tym stanie, to pikuś.

Ona udawała, że nie bierze, ja udawałam, że nie widzę i sama już byłam mocno uzależniona. Skrawki normalności pamiętam, w miarę dobre dni, wspólne gotowanie, kino, spacery. Potem lota. Każda w swoją stronę. Aż po którymś razie, awanturze, pewnych słowach, nagle wstała rano i poszła na terapię. Zmieniła pracę po dwóch tygodniach. Najpierw ponad tydzień, trzepało ją w domu. Oddała mi klucze do mieszkania, żeby nie mogła wyjść. Zwijała z bólu, miała omamy, pociła jak przy temperaturze ponad czterdzieści stopni. I jakby odrodziła od nowa. Ale ja już wtedy byłam daleko, zbyt daleko. Wyprowadziłam się, przyjeżdżałam czasem i udawałam że jest dobrze. Ale faktycznie, to mi wtedy pomogło. To jej dźwignięcie. Bo znowu przez moment poczułam się bezpiecznie. Dlatego przyjechałam w nocy i powiedziałam, że albo się zamknę albo zabije. Załatwiła mi ośrodek w kilka dni, zrobiła zakupy, odwiozła. Zabezpieczyła. Zaopiekowała. Do dziś tak jak ona lubię to słowo. W sumie, przewrotnie, uratowała mi życie. Bo ja właśnie wtedy jak nigdy przedtem zapragnęłam żyć. Nie tak jak wcześniej. Bo to mi pokazało czym życie nie jest.

Nie mam wyrzutów sumienia, nie myślę że to czyjaś, nie tylko moja wina. Odcięłam ją nie dlatego, że takie są zasady w ośrodku. Tylko dlatego, żeby siebie ratować. Każdy uzależniony musi sam, z dala od innych uzależnionych. To ciężkie, straszne ale inaczej z tego nie wyjdziesz. To nawet nie jest zdrowy egoizm. To odpowiedź na pytanie – Czy ty naprawdę chcesz żyć. Nie uratujesz nikogo skoro sam jesteś chwiejny.
Tak, czuje się dziś silna. Nie wygrana. Bo uzależniona będę już zawsze. Ale nie potrzebuje już żadnych substancji żeby przeżywać, zachwycać się, naprawdę czuć. Prawdzie łzy smakują inaczej i inaczej się śmiejesz, kiedy przeżywasz to na czysto. Odkrywam siebie i piękno życia samo w sobie, na nowo.
A tam nie chce już wracać. Już tak byłam.

To straszne miejsce.
Zostawiłam tam mamę.

– Wie pani, pracuje tu już ładne kilkanaście lat. To się wszystko tak szybko, gwałtownie zmienia. Te narkotyki tak się zmieniły, nie wiem co w tym jest, to uzależnia i wypiera uczucia tak szybko, że ciężko nad tym zapanować. Historia Ady jest niestety jedną z niewielu. Najczęściej oni wracają, kilkukrotnie. Coraz bardziej wyniszczeni, potem znikają. Staram się wierzyć, że może już nie potrzebują, że zrozumieli, trafili na właściwą drogę i ludzi. Bo to najważniejsze. Bez wsparcia w rodzinie, w najbliższych udaję się niewielu ludziom. Jak Ona sobie poradziła?
Powiem pani tylko tyle, że kiedyś będzie dobrym terapeutą.

I proszę się nie łudzić. To już nie jest ten świat, w którym gdy miało się 12 lat kradło się jabłka u sąsiada na ogródku.

*Imiona bohaterów zostały zmienione

Anika Zadylak

Anika Zadylak

Pisanie jest dla niej jak oddech. Anika jest publicystką, redaktorką przejmujących tekstów o życiu i walce o szczęście i zdrowie. Doświadczona losem pokazuje, że nie wolno się poddawać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button