Listy do redakcji: Dziś już rozumiem, że nie przestałeś mnie kochać synu.

Pamiętam dzień w którym dowiedziałam się, że rośniesz pod moim sercem. Nie szalałam z radości bo chyba bardziej się bałam. Czy będę umiała Cię kochać, czy będę potrafiła Cię wychować i dać Ci to czego potrzebujesz. Patrzyłam na zdjęcia z USG gdzie coraz wyraźniej było widać Twój nos, usta, rączki. Boże myślałam, rośnie we mnie mały człowiek. Mały ktoś za kogo będę już całe życie odpowiedzialna. To takie niewytłumaczalne. Ta miłość. Taka od razu, od pierwszego dnia bo nawet nie od spojrzenia. Taka bezwarunkowa i na zawsze jak się okazuję. Taka inna niż te wszystkie miłości jakie przeżywamy w życiu. Miłość matki do dziecka. Nie da się jej niczym pokonać, nie da się jej okiełznać. Wypełnia serce i duszę. A z pierwszym krzykiem, z pierwszym oddechem uświadamia, że o to na świecie pojawiła się cząstka ciebie samej. Ma Twój uśmiech, Twój kolor oczu, Twoje ruchy. I myślisz wtedy, że już nigdy nie będziesz sama. Bo dzieci też kochają swoich rodziców na zawsze.
Płynęło nam to życie bardzo różnie. Twoją choroba nie raz chciała nas rozdzielić i nie raz się jej nie udało. Bo ja walczyłam a Ty w pokorze wierzyłeś, że jeszcze nie teraz, że jeszcze coś nam się przydarzy, że jeszcze coś się podzieje. Zakochiwałeś się i odkochiwałeś, mówiłeś, cierpiałeś, przeżywałeś. Zawsze byłam obok, zawsze byłam blisko. Właściwie to całe może życie było podporządkowane pod Ciebie. I nie ma w tym cienia pretensji bo to nie tak, że przez to zaniedbywałam siebie. Rozwijałam się, osiągałam sukcesy, też miałam swoje życie, swoje miłości, wzloty i upadki . Dzieliliśmy się tym i kiedy jedno upadało, drugie potrafiło go dźwignąć. Nawet nie wiem kiedy stałeś się po prostu dorosłym mężczyzną. Dobrym, opiekuńczym, odpowiedzialnym. Takim z którego byłam dumna, takim jakiego życzyłbym każdej dziewczynie. Patrzyłam na Ciebie pełna zachwytu i podziwu. Kiedy te lata zleciały, przecież niedawno byłeś jeszcze małym kajtkiem zupełnie zależnym ode mnie. Dziś mówisz mi, że kogoś poznałeś, że jest inaczej niż zwykle, że chyba chcecie zamieszkać razem.
Najpierw była we mnie tylko radość. Poznałam Ją i poczułam ulgę. Bo widziałam jak na Ciebie patrzy, z jaką troską, z jak ogromnym i prawdziwym uczuciem. Jak mądrze podchodzi do waszego związku, jaka jest dobra. Jak pięknie razem wyglądacie, tak bardzo, że nie sposób od Was oderwać oczu. Chwaliłam się Wami do znajomych, szczerze mówiłam, że widzę jacy jesteście szczęśliwi, że to dobrze, że kogoś znalazłeś, kogoś kto potrafił Cię pokochać mimo wszystko. I ponad wszystko. Jak ja wtedy, gdy lekarz powiedział mi – Będzie pani miała dziecko. Tylko, że dopiero potem zrozumiałam, że inna to miłość. Inna i potrzebna. Przecież ja też kiedyś tak bardzo kochałam Twojego ojca. Też spakowałam rzeczy i opuściłam gniazdo w domu moich rodziców.
Wiesz synu, proszę nie zrozum mnie źle ale w obliczu Twojej choroby pomyślałam sobie kiedyś, że jeśli mnie w ogóle opuścisz to tylko wtedy kiedy wybierzesz się w podróż w jedną stronę. Gdzieś, skąd się już nie wraca. Z miejsca, w którym czeka się już tylko na swoich bliskich. Nie rozumiem dlaczego nie dopuszczałam do siebie myśli, że pojawi się w Twoim życiu kobieta, która będzie równie ważna jak ja. Może nawet ważniejsza, co nie oznacza, że ja już przestałam mieć znaczenie. I kiedy pakowałeś ostatnie rzeczy, kiedy emanowałeś radością ja cała w środku płakałam. Nawet pomyślałam, że ktoś mi Ciebie zabiera, że to niesprawiedliwe, że tak się matce nie robi. Jakbym zapomniała, że ja też tak zrobiłam, że taka jest kolei rzeczy, że tak naprawdę to pięknie, że masz jeszcze kogoś nie tylko mnie czy znajomych.
Zasnęłam na długo. Nie rozumiałam tego co się ze mną dzieje. Zamiast tkwić w tej Twojej w tej Waszej radości, ja smutniałam coraz bardziej. Patrzyłam na Twój pusty pokój ale już nie z tą tęsknotą jak kiedyś. Tą kiedy wiedziałam, że wrócisz. Odczytywałam wiadomości od Was, patrzyłam na zdjęcia gdzie się uśmiechacie i nie czułam nic. Wyłączam telefon, wyłączyłam siebie. Pogrążyłam się w jakimś nie wytłumaczalnym żalu. Jakbyś mnie zostawił wtedy, kiedy nie byłam na to zupełnie gotowa.
I kiedy po kilku tygodniach stanąłeś w moich drzwiach, wtedy do mnie wszystko dotarło. Bo ja tak też po jakimś czasie stanęłam w drzwiach domu mojego ojca i powiedziałam – Cześć tato. Chyba sobie nie pomyślałeś, że odeszłam? Że Cię zostawiłam?
Dziś już nie patrzę z żalem na Twój pusty pokój. Dziś już w ogóle w jego stronę nie patrzę. Po prostu wiem, że to miejsce do którego czasem będziecie wracać. Ty i Ona. Moja nowa córka. Ta, dzięki której zachciało Ci się jeszcze bardziej żyć. Co nie znaczy, że zostałam zepchnięta na boczny tor albo że jestem już niepotrzebna. Dzwonicie do mnie z każdą pierdołą, co mnie czasem nawet denerwuje choć o tym nie mówię. Albo mnie rozśmiesza, bo myślę wtedy – Dzieci, żebyście widziały, że to dopiero początek. Że tyle jeszcze przed Wami. Dziś się naprawdę cieszę i już nie martwię, że kiedy mnie zabraknie zostaniesz sam. Bo masz kogoś, kto kocha Cię tak bardzo i bezgranicznie jak ja. Że ta druga rodzina tylko powiększy te naszą i na pewno niczego nie zabierze.
Dziś jestem matką, która wypuszcza swoje pisklę w świat. Matką, która rozumie. Matką, która wie, że to że pokochałeś inną kobietę, nie znaczy że przestałeś kochać mnie. Matką, która cieszy się tym co masz mój piękny synu. Matką, która może wszystkim innym życzyć tego, żeby ich dzieci trafiły tak dobrze, jak mój syn. Matką, która uśmiecha się zawsze gdy widzi na telefonie – Dzwoni Twój niezwykły syn.
Mama.