Prawdziwe historie

Historia jakich wiele. Za wiele. Marek

Mała wieś, do miasta kilkanaście kilometrów, sielsko i anielsko. Kiedy wysiadłam z autobusu i szłam wąskim chodnikiem czułam wszystko. Tylko nie zło. Potem zatrzymałam się przed nie dużym ale ładnym domem. W ogrodzie było fioletowo od lawendy. W oknach firanki w drobne kwiaty. W progu Ona. Ubrana na czarno, zgięta w pół. Wiem, że jeśli złamie się teraz nie dam rady tego wysłuchać. Choć tak najbardziej, chciałabym ją przytulić. I powiedzieć, że postaram się zrozumieć. Choć gdy odchodzi 14 letnie dziecko – przestajesz rozumieć cokolwiek. Szczególnie, gdy samo sobie to życie odbiera.

– Marek był inny, nie wiem jak to pani wytłumaczyć.
– Co znaczy inny? Miał inną orientację, jakieś szczególne zainteresowania?
– Nie to nie to. On był zawsze taki cichy, spokojny, książki lubił i las. Muzyki takiej starej słuchał, nie za wielu miał kolegów, wycofany taki. Tak mówili nauczyciele. Zresztą my z mężem też to widzieliśmy. Nas to nawet cieszyło, nie robił żadnych problemów. Trochę jakby go nie było. Jakby był duchem. Jak teraz.
Nie wiem chyba z 10 lat miał jak najpierw zaczęli ze szkoły dzwonić. Żeby do psychologa, bo się nie integruje, bo reaguje agresywnie, że ciągle sprawia wrażenie jakby się czegoś bardzo bał. Tak, faktycznie w domu też się tak zachowywał. Zapalał światła, otwierał drzwi od szaf, ciągle chciał spać w sypialni mojej i męża. Poszliśmy do psychiatry. Rozmowa odbyła się przy nas. W zasadzie, to było kilka pytań na które Marek w ogóle nie odpowiadał. Potem coś o historii leczenia psychiatrycznego w naszej rodzinie, sytuacji bytowej, recepta i telefon – Gdyby trzeba było leki zmienić, bo czasem ciężko trafić za pierwszym razem.

Ciągle po tym spał, nie chciał jeść. Chodzić do szkoły. Znajoma załatwiła innego psychiatrę – odstawił a raczej zmienił leki i dał skierowanie do psychologa. Na terapię. Marek nie chciał współpracować, wiem, bo z nami też prawie nie rozmawiał. Psycholog mówił, że wygląda mu to na głęboką traumę, czy mamy wiedzę jakąkolwiek na ten temat. Czy coś się stało. Ale co? Jesteśmy zwyczajną rodziną. Jak wszyscy czasem się kłócimy, mamy problemy, mały dom który czasem ciężko utrzymać. Prace, obowiązki, syna którego od pierwszego dnia staramy się jak umiemy wychować, nauczyć jakiś wartości. I mamy z nim problem, którego nie rozumiemy przez co nie umiemy mu pomóc. Prosimy fachowców. Z nim usiłujemy rozmawiać. Co jeszcze mogliśmy zrobić. To nasza wina? Niech mi pani powie.

– Jeździliśmy nawet do znachora, ciotka poleciła. Naprawdę nie ma nic gorszego od tego jak poddaje się najbliższa osoba. A Marek się tak zachowywał. Jakby.. Jakby nie chciał już żyć. I ciągle się czegoś potwornie bał. Wie pani co nam powiedział? Ten znachor? Że w nim, w Marku siedzi zło, które go na sznur poprowadzi. Mąż mu mało nie przyłożył. A przecież miał rację. Tylko Marek nie wisiał na sznurze. Znalazłam go nad rzeką. Przedawkował leki. Tak, większość tych przepisanych. Zbierały się, piętrzyły, tak jak diagnozy które się nie sprawdzały. Leżały w szafce. Też ciągle myślę o tym dlaczego ich nie wyrzuciłam. Może dlatego, że nigdy bym nie pomyślała, że mój syn kiedyś tą szafkę otworzy i zabierze te reklamówkę, na ostatni spacer. Leżał koło maleńkiego mostku. Nawet pomyślałam, że zamiast tam koc rozłożyć to on na tej trawie, że kleszcze. Dopiero jak podbiegłam, bo nie odpowiadał, dopiero wtedy do mnie dotarło, co się stało.

Tuliła kiedyś pani w rękach martwe dziecko? Swoje dziecko?

Przeglądam dokumentację medyczną chłopca. Diagnozy ze znakami zapytania, próby terapii, tony różnych leków. Czytam – Pacjent odmawia przyjęcia na dziecięco młodzieżowy oddział psychiatryczny. Rodzice również nie chcą wyrazić zgody na diagnostykę. Pytam ojca Marka, który niedawno do nas dołączył.

– Tak. Pierwszego razu, pierwszej propozycji tego akurat szpitala. Przecież pani koledzy o nim pisali, co tam się dzieje. Pojechaliśmy tam nawet. Pacjenci na materacach bo nawet nie łóżkach, na korytarzu. Chaos. Pocięte ręcę snujących się młodych ludzi. Z nieprzytomnymi oczami. Jakiś pielęgniarz czy ochroniarz, który wzbudza lęk, psychiatra od progu mówiący, że nie ma miejsca ale jak aż tak trzeba to go weźmie. Naszego syna. Potem dostaliśmy namiary na inny, z warunkami dla ludzi i szansą na pełną i trafną diagnozę, bo tylko to mogło nam zwrócić syna. Bo coś go nam zabierało. Aż zabrało. Mieliśmy datę, termin przyjęcia na 21 sierpnia. Marek odebrał sobie życie dwa tygodnie wcześniej. Dwa tygodnie. Może gdybyśmy wcześniej i mocniej naciskali? Może gdyby więcej pieniędzy było na prywatną klinikę. A może tak miało być. Może niektórzy się rodzą choć tak naprawdę wcale nie chcą i męczą się tu, bo czują że nie są u siebie. Nie ma pani pojęcia ile razy się nad tym zastanawiałem. Nad tym, dlaczego Marek to zrobił.

Rozmawiam z zaprzyjaźnionym psychiatrą. I słyszę, że było źle a teraz jest jeszcze gorzej. – Nie ma miejsc, nie ma kadry a jeśli jest to wciąż za mało. Bo teraz najmłodsi pacjenci psychiatryczni mają po 8 lat. Rozumiesz, pocięte ciało, bruzdy wisielcze na szyi, rezygnacja, często już nałogi. Diagnostyka chorób psychicznych to żmudna, kilkuletnia czasem praca nad jednym pacjentem. To nie jest tak, że zrobisz testy jak na ADHD i już wiesz na czym stoisz. Czasem po długiej terapii, wychodzą nowe fakty, ukryte traumy. I okazuje się, że głosy w głowie o których czasem wspominają mali pacjenci, to nie psychoza, tylko strach. Anika te dzieciaki się wieszają, bo nie radzą sobie z emocjami, ze zmianami, z chaosem jaki ogarnął świat. Zatracane wartości, internet, karmiący ich bzdurami. Łatwy dostęp do narkotyków. Skłonności do szybkiej rezygnacji – epidemia naszych czasów. Takich historii jak ta Marka jest wiele. Ciągle zbyt wiele. I nie będę cię kłamał, że to się zmieni na lepsze. Boje się raczej, że będzie tylko gorzej.

– Stanęło na tym, że nasz syn miał głęboką depresję. Co tak naprawdę mu było? Tego się już po prostu nie dowiemy, bo Marek wybrał inną drogę. Nad rzekę. O czym myślał, gdy wychodził z domu, czy poczuł upragnioną ulgę, gdy połykał te wszystkie tabletki? Nie wiem choć bardzo bym chciała. Może łatwiej byłoby mi zrozumieć, może przestałbym się obwiniać. Może w końcu zasnęłabym normalnie, bo czuję się strasznie zmęczona.
– Czy Marek – pytam choć nie udaje mi się skończyć.
– Tak. To było nasze jedyne dziecko. Dziecko, które po prostu nie chciało żyć.

Wysłuchała Anika Zadylak

 

Jeśli zauważasz, że Twoje dziecko lub ktoś bliski zmaga się z niepokojącymi objawami – wycofaniem, lękiem, nagłymi zmianami nastroju, autoagresją czy myślami rezygnacyjnymi – nie czekaj. Szukaj pomocy. W Polsce wciąż brakuje miejsc na oddziałach psychiatrii dziecięcej, ale wsparcie można znaleźć u psychologów, terapeutów i organizacji pomagających osobom w kryzysie. Warto skonsultować się z lekarzem psychiatrą, nawet jeśli wydaje się, że problem jest „przejściowy” – czasem wczesna interwencja może uratować życie. Nie zostawiaj bliskich samych z ich cierpieniem – rozmowa i właściwa pomoc mogą być pierwszym krokiem do zmiany. Jeśli sytuacja staje się poważna, nie wahaj się skontaktować z telefonem zaufania, poradnią zdrowia psychicznego lub szpitalem. Twoja obecność i wsparcie mają znaczenie.

Anika Zadylak

Pisanie jest dla niej jak oddech. Anika jest publicystką, redaktorką przejmujących tekstów o życiu i walce o szczęście i zdrowie. Doświadczona losem pokazuje, że nie wolno się poddawać.

Podobne artykuły

Zobacz także
Close
Back to top button