A może na wiosnę zakochać się przede wszystkim w sobie?

Miłość do siebie to nie egoizm. To ważna lekcja, którą czasem odrabiamy większość swojego życia zastanawiając się nad tym, dlaczego znowu coś nie wyszło. I też kiedyś uważałam to za frazes. Do póki ktoś mądry nie powiedział mi, nie wytłumaczył dlaczego nagle polubiłam dni spędzone ze sobą. Że już mnie nie drażni to, że jestem sama. Że potrafię sobie zorganizować i naprawdę miło albo produktywnie spędzić czas. Bo zaakceptowałam w końcu siebie. Potem polubiłam. A na końcu naprawdę i szczerze pokochałam. Zrozumiałam, że ja serio zrobiłam i jeszcze zrobię dużo dobrego w moim życiu. Wybaczyłam błędy. Wyciągnęłam wnioski. Dotarło do mnie, że nikt nie jest nieomylny, każdy ma prawo do potknięć. Najważniejsze, żeby po każdym jak małe dziecko, podnieść się i próbować coś zmienić. Zwłaszcza to co nam w sobie przeszkadza. Co przeszkadza nam być sobą i zgodnie ze swoją naturą żyć.
Co za tym idzie? Tak. Uczucia. A raczej zgoda na nie. Jakiekolwiek by nie były, bo okazuje się że każde jest ważne i potrzebne. Że to prawda, jeśli chcę ci się płakać to płacz. A gdy masz ochotę śpiewać – to się nie krępuj. No chyba, że jesteś w miejscu gdzie po prostu nie wypada. Ale pamiętaj z każdego pomieszczenia jak z sytuacji – można wyjść. Trzeba tylko zrobić krok. Pierwszy i czasem najważniejszy. Bo okazuje się że jednak coś tam można zmienić. A jeśli zmienisz jedno – zmienisz wszystko. Na lepsze. A przecież o to chodzi, żeby i nam i naszemu otoczeniu żyło się po prostu lepiej, spokojniej, żeby się w ogóle żyło. Nie wegetowało. I nie. Wcale nie jest to proste. Ani tym bardziej łatwe. Ale jest kilka ważnych rad do których powinno się odnieść, żeby szybciej i najlepiej na zawsze odnaleźć te najważniejszą z dróg.
Drogę do samego siebie.
Proszę Państwa.
Nazywam się Anika Zadylak Werner i będę dziś dla Was ekspertem od po prostu szczęśliwego życia.
Myślę, że ilość różnych wiosen jakie już za mną, obligują mnie do wyrażenia swojej opinii na ten temat. Czy trafnej? To już zostawiam Wam moi drodzy.
Ponoć szczęśliwym się bywa a nie jest.
Ileż czasu mi zajęło zrozumienie tego zdania. Bo chyba najważniejsze, żeby odpowiedzieć sobie przede wszystkim czym dla nas, dla każdego z osobna to szczęście jest. Ale warunek żeby działało jest jeden – nic wbrew sobie. No i że faktycznie jak w przyrodzie – równowaga musi być. Raz ktoś żyje raz ginie. Raz płacze raz się śmieję. Raz tańczy raz klęczy. Raz kocha a raz nienawidzi. I co najdziwniejsze – wszystko to jest nam potrzebne . Żeby poznać siebie, zrozumieć otoczenie, wyeliminować to co przeszkadza i przyciągnąć to co potrzebne. A przede wszystkim zaakceptować to co jest. Bo niestety nie na wszystko mamy wpływ. I to choć jest trudne jest do zrobienia.
Odkryłam po latach tułaczki przez żywot, że pozwolenie sobie na wybuchy złości, płaczu lub niepohamowanego śmiechu ma sens. I faktycznie działa. Że ukrywanie, udawanie, tłumienie emocji to nic dobrego. Że czasem lepiej się solidnie pokłócić niż milczeć. Byleby nikogo nie obrazić i nie ranić. A tu kłania się pokora. Mój przyjaciel – jeden z najlepszych, uczył mnie tego latami. Tak jak mój ojciec. Pokora ułatwi ci życie, mówili. I oczywiście, wkurzał mnie fakt wytykania mi błędów. W dobrej wierze – myślałam ironicznie zła – nie rozumiejąc celu takich zagrywek jak to nazywałam. No tak, bo prawda zwłaszcza w oczy, wypowiedziana spokojnie i głaszcząca łagodnie po głowie, boli najbardziej. Ciężko się z nią pogodzić i zrozumieć. – Mówię ci to dziewczynko , bo nie chce dla ciebie źle. Gdybym miał to w dupie to bym milczał. I ok. Zostaw się na chwilę sam na sam z taką konfrontacją. Weź wdech i wydech. Przeanalizuj. Aż zrozumiesz, że ktoś kto obserwuje cię z boku, pełen troski i miłości do ciebie ma rację. A potem nie zapomnij mu podziękować.
A spokój? Najważniejsze uczucie, które tyczy się wielu aspektów.
Odetnij się. Zwłaszcza od pseudo dramatów. Odetnij się od życia, które nie jest albo nigdy nie powinno być twoje. Zaakceptuj stan jaki jest. Zmień co możesz i odpuść to na co już wpływu nie masz. Gdy jesteś zły, to nie kłam, że po prostu boli cię głowa i że liczba motyli w twoim brzuchu się zgadza . Szczególnie gdy w głowie rój wściekłych szerszeni. Powiedz co czujesz i z czym się nie identyfikujesz. Za szczerość nie karają a jeśli po niej coś stracisz, to znaczy że nie było warto o to zabiegać . Ktoś kto ma w twoim życiu być i zostać zrozumie, wręcz się ucieszy że nareszcie nie dusisz. W „najgorszym” przypadku podejmie rozmowę. A ta , zwłaszcza rzeczowa, konkretna i szczera nigdy nie prowadzi donikąd. I przestań oczekiwać. Zbyt wiele – zwłaszcza od siebie.
Ciesz się tym co masz. Zauważaj małe rzeczy i zachłyśnij się powietrzem.
To czego pragniemy to jeszcze więcej niż to, co już mamy – przeczytałam kiedyś. Jedno nie wyklucza drugiego jeśli podejdziesz do tego racjonalnie. I przestaniesz wyć, stwarzać pozory dramatu. Nie wyszło to trudno. A jak nie uda się jutro, to może trzeba skupić się na czym innym a tamto na razie odłożyć. Świat się nie zawali. Bo przecież to twój świat, który zależy tylko od ciebie. Zamiast od rana narzekać, że pogoda do dupy, że rachunek za duży, że włosy ci się nie układają i chyba ci przytyła jedna noga – zrób sobie herbaty i popatrz za okno. Przyszedł nowy dzień, żyjesz, masz się w miarę dobrze i masz możliwość zrobić kilka pięknych rzeczy. Weź długi prysznic, wyprowadź się na krótki spacer i odwal od siebie. A potem wróć, pracuje, kochaj, tańcz a kiedy przyjdzie gorszy dzień nie schizuj. Ciągle dobrze być nie może. I nie musi. Dni z kocykiem i smutną piosenką też są potrzebne.
Naprawdę kiedy zrozumiesz, kiedy pojmiesz w końcu że miłość do siebie samego to najważniejsza miłość w życiu, ochłoniesz. Przestaniesz przejmować się pierdoletami, zaopiekujesz sobą i odpuścisz to co cię gniecie. Gdy zrzucisz bagaż niepowodzeń to nagle poczujesz, ile tlenu tak naprawdę potrafią pomieścić twoje ściśnięte dotąd płuca.
No. I jak już tego dokonasz, wtedy dopiero biegnij z otwartym sercem. I nie martw się. Jeśli znowu wpadnie w nie ktoś nieodpowiedni, sam się z niego wyniesie. Bo zaczniesz przyciągać tylko to, co sam w sobie nosisz. I wtedy okaże się, że to nie życie jest ciężkie. I trudne. Trudni są ludzie, którzy całe lata szukają szczęścia, nie wiedząc, że mają je w sobie. Że mają je na wyciągnięcie ręki. Wystarczy trochę chęci. Trochę wsparcia. Trochę wiary i umiejętności śmiania się z siebie samego. Trochę cierpliwości. Trochę dystansu i spokoju. To wszystko. Proste prawda?
To co. Kiedy zaczynacie? Polecam naprawdę, zróbcie to jak najszybciej. Bo to co się zaraz potem wydarzy, zaprze wam dech w piersiach. I będziecie chcieć tylko więcej i więcej.
Wasza ekspertka.
Anika